czwartek, 29 listopada 2012

ciężkie przeżycia...

Jest wieczór jest notatka u Asi :)

Szybkie podsumowanie dnia:

1) Indywidualna lekcja angielskiego - genialny pomysł na przyszłość. Wycisnęłam z niej co się da... teraz tylko muszę znaleźć w weekend 1h na ogarnięcie tekstu do końca. Temat: e-invoicing okazał się bardzo ciekawy i nie zasypialiśmy na lekcji, a wręcz musieliśmy lekcję przedłużyć :)
2) Dieta - zachowana w 100% Żadnych grzechów! :)
3) Spotkanie z [AN] - mało czasu - przepraszam. Jak zawsze w biegu... ale dziękuję, że pomogłaś mi znaleźć idealne okulary dla mnie. O tak! Znalazłam coś co... na prawdę mi się podoba... kosztują majątek... ale i tak wpisuję je na listę potrzeb, a tym samym zakupów. Poza tym w tym wspaniałym Salonie Optycznym, w którym pracuje [AN] przebadano mi wzrok i co?! HA! Mam wadę wzroku! A przed ropoczęciem pracy w "kamieniołamch" nie miałam! Praca niszczy... :) no co? taka prawda.
4) Ostrzykiwanie żył - porażka... jestem załamana brakiem kontaktu z lekarzem... a raczej jego wykpieniem mnie... to prawda miałam zabieg wykonany za darmo, ale to nie znaczy że nie może mi nic wyjaśnić ani nic zalecić... w efekcie wyszłam po zabiegu bez żadnych informacji, ani opatrunku. Teraz tylko bolą mnie nogi w miejscach nakuć i dopiero teraz doszłam do wniosku, że może bym tak sobie do cholery założyła rajstopy uciskowe... jak wszędzie piszą że tak się robi... nie ważne. Lekarz chciał sie tarnąć na życie bo zadawałam mu idiotyczne (najwyraźniej jego zdaniem) pytania i wydawałam idiotyczne (jw.) opinie... w sumie co bym nie powiedziała... chciał się zabić i stwierdził że przepisuje cały majątek na swoją córkę. Cóź, może lepiej by było dla pacjentów... Poza tym dlaczego w sali gdzie mają być ostrzykiwane żylaki jest ciemno?! Co on kurwa wyszukuje je telepatycznie? Stwierdził że nie mam żylaków... może powinnam zaprosić go do mojej łazienki, gdzie codziennie rano i wieczorem oglądam ich miliony na swoich nogach?! no oczywiście wyszłam na histeryczkę i wariatkę... więc sobie najzwyczajniej poszłam... i chyba kolejną serię (jeżeli stwierdzę, że jest mi potrzebna) zrobię gdzie indziej nawet jak mam za to zapłacić... nie będę oszczędzać na swoim wyglądzie bo i tak już wystarczy, że zapuściłam się do takiego momentu w jakim obecnie się znajduję... a wiadomo czas nie działa na moją korzyść! Koniec kropka.
5)[A] na mnie czeka... i jest bardzo zły że zamiast spędzać z nim wieczory... jestem tu.

Robię spadówę! :*

paaa

Dałam sobie wycisk :)

Jestem, już jestem ;) Jak obiecałam dzisiaj będzie o oleju lnianym, który poleciła mi kiedyś koleżanka dietetyk. W smaku aż mnie odrzuca... ale jego właściwości robią wrażenie i myślę, że warto się zmusić do 1-2 łyżek dziennie.
A więc wymienię tylko najistoniejsze WŁAŚCIWOŚCI OLEJU LNIANEGO:

  • pomaga skutecznie redukować tkankę tłuszczową oraz hamuje powstawanie nowej.
  • wspomaga  utrzymywanie właściwej równowagi hormonalnej, niezbędnej do osiągnięcia odpowiedniej wagi i ładnej cery pozbawionej trądziku
  • przekształca składniki pokarmowe na energię i wspomaga wzrost mięśni
  • bierze udział w transporcie tlenu, produkcji hemoglobiny przez co zwiększa wydolność oraz wytrzymałość.
  • znacząco skraca czas regeneracji, ponieważ krew jest w stanie przenosić więcej życiodajnego tlenu do komórek mięśniowych oraz umożliwia naszym komórkom łatwiejsze absorbowanie składników pokarmowych tak bardzo potrzebnych do szybkiej regeneracji.
  • wzmacnia, regeneruje i osłania błony śluzowe na całej długości układu pokarmowego i wydalniczego (hemoroidy).
  • wpływa korzystnie na odtłuszczanie wątroby
  • może korzystnie wpływać na cykl miesiączkowy regulując proporcje hormonów w organizmie. A co za tym idzie do złagodzenia wielu objawów związanych z miesiączkowaniem: przedmiesiączkowe bóle głowy, depresje, bóle podbrzusza, drażliwość i obrzęki. 
  • skutecznie obniżają również ryzyko zachorowania na choroby układu krążeniowego.
  • może także doskonale zapobiegać występowaniu reakcji alergicznych
  • zapobiega i wspomaga leczenie nadpobudliwości dziecięcej
  • wspomaga leczenie depresji
  • zmniejsza ryzyko zgonu po przebytym zawale i ryzyko nagłej śmierci w wyniku zatrzymania krążenia.

Czy to nie wystarczy, żeby go pokochać?  :)
1-2 łyżki dziennie... i będziemy dosłownie nieśmiertelni, szczupli, piękni i zadowoleni ;P
(jest nawet cała dieta na bazie oleju lnianego - dieta dr Budwiga).

Ja wcale go tak regularnie nie stosowałam do tej pory... ale teraz już prowadzę specjalne statystki na potrzeby tego bloga i dzieki temu będę się na pewno bardziej pilnować... jak ze wsztyskim mam nadzieję. Jakbym zauważyła jakieś cudowne efekty na pewno Was poinformuję! :)

Teraz do rzeczy... tak, dałam sobie wycisk :) Tego mi było trzeba - czuję, że żyję! Nie mogę uwierzyć że tak sobie odpuściłam... koniec z lenistwem!

Skusiłam sie dzisiaj na zajęcia w Energy Tarchomin pt:"Fat burning/płaski brzuch" z jakąś nieznaną mi do tej pory porwadzącą. Ciężko było... bardzo wysoki poziom wtajemniczenia. Najpierw step, co już dawno stwierdziłam że jest bardzo wkręcające i przyjemne a jednocześnie świetnie się na nim spala tkanę tłuszczową... jakbyś cały czas biegła po schodach. Fat burning jest skupiony głównie na wysiłku aerobowym, ale wplecione są też elementy które pozwalają wyrzeźbić poszczególne mięśnie ciała, dzisiaj tym mięśniem był bez wątpienia brzuch ;) Brzuszki na ziemi i na pochylonym stepie, aż do pozycji siedzącej... ledwo przez to przeszłam, były momenty że musiałam odpuszczać. Ale poczułam niedosyt... niemoc... już wiem że tam wrócę i będę chodzić, aż wykonam te ćwiczenia bez trudu. Kobieta naprawdę motywująca. Nie dawała nawet na chwilę odpocząć, tylko chodziła po sali i karciła wzrokiem i ciętymi uwagami leniuchów (do których i ja momentami należałam - brak kondycji). Za tydzień ma jej nie być i świetnie się składa bo i tak kończę pracę później. Ale za dwa tygodnie może już będę miała lepszą kondcycję i melduję się tam o 17.30 :)
Po fitnessie wybrałam orbitek, który angażował przede wszystkim mięśnie nóg i rąk. Czas już ligthowo 30 min + 5min cool down, ustawiłam na tryb spalania tłuszczu (285cal, 3 km).
Na koniec, deser - sauna fińska! Nie mogę sobie pozwolić teraz na kolejne chorowanie, bo znowu nie będę mogła trenować. Właśnie dlatego postanowiłam regularnie chodzić na saunę. Tym razem 3x10min. Cera natychmiastowo stała się gładsza, świeższa, taka oczyszczona (podczas pocenia wydalamy z naszego organizmu toksyny). Poza tym bardzo się  odprężyłam i od razu poprawił mi się humor - i to dosłownie przed samym okresem - da się? da się! :) A sama myśl, że spalam dodatkowo jakieś 300cal podziałała na mnie bardzo pozytywnie. Myślę, że aby udoskonalić te rytuały następnym razem wybiorę się z zapasem masek na włosy itp. Jeszcze wszystko zrelacjonuję :)

Jeżeli chodzi o dietę to powoli ją udoskanalam... wiadomo, że żyjąc w takim biegu jak ja... nie mogę od siebie za dużo wymagać bo najzwyczajniej zaraz wszystko ległoby w gruzach i mogło by się skończyć na słomianym zapale. Ale chyba robię postępy od poniedziałku. Przynajmniej ja jestem z siebie zadowolona. Po treningu bardzo ważny jest posiłek, niewielki ale niezbędny! Ja zjadłam banana zaraz po wyjściu z klubu. Żeby uzupełnić energię i przede wszystkim aby zaraz po powrocie do domu nie rzucić się na jedzenie. Pamiętam, że o bananie jako przekąsce potreningowej usłyszałam już bardzo dawno temu na siłowni od pewnego trenera... oj to było dawno temu, moje pierwsze wypady na siłownie ;) Jeszcze nie było Energy! Banan utkwił mi w pamięci i ostatnio czytając artykuł "Happy" znowu się natknęłam na taką poradę. Poza tym banan, może kaloryczny, ale ma dużo znakomitych właściwości!

Ale koniec już tego wywodu... pora trochę poczytać i położyć się spać, żeby jutro znowu nie zaspać do pracy, zwłaszcza że mam być sama na angielskim więc... spóźnić się nie mogę! :)

Tym pozytywnym akcentem...

Dobranocki!

środa, 28 listopada 2012

w biegu

mam dla Was niewiele czasu... mamy z [A] kolejny miesiąc razem. A to dobry powód żeby znaleźć trochę czasu w zabieganym życiu na  przyjemności dla siebie...

Zacznijmy od tego że po wczorajszym wyczerpującym dniu... spóźniłam się dzisiaj do pracy, ale z uwagi na miesięcznice (nie mylić z miesiączką :)) postanowiłam urwać się mimo wszystko o stałej porze i nie odsiadywać w centrum. Zastałam perfekcyjnie wysprzątane mieszkanie... muszę pochwalić [A] i samą siebie, że ostatnio z utrzymywaniem porządku jest coraz lepiej i aż miło się wraca do domu. Znalazłam czas na gorącą kąpiel (nafta z sokiem z pokrzywy była grana) z książką i oto jestem... z Wami ja, mój laptop, dzbanek zielonej herbaty i rozczapirzony w ekscytującym momencie "Grey"(który poczeka na lepszy moment).

Dzisiaj dieta idzie całkiem dobrze...
Zrobię jakieś podsumowanie na koniec tygodnia.

A jutro opowiem Wam o zbawiennych właściwościach oleju lnianego ;)

Teraz spadamy z [A] na kolację

paaa

niedziela, 25 listopada 2012

podsumowanie 1szego tygodnia

Totalna masakra ;)

Treningów: 0/7
Wieczory bez podjadania: 4/7
Dni bez słodyczy/fast foodów: 3/7

Jedym słowem słabo to wszystko wyszło... ale jeszcze się nie będę poddawać.
Antybiotyki za mną... miejmy nadzieję, że jakimś cudem uchowam się zdrowa... i zdołam się udopornić treningami i sauną... zanim znowu się rozchoruję na 3 miesiące ;]
Urodziny brata też za mną... więc liczę że przynajmniej do Świąt ( a to już za miesiąc!) powstrzymam się od grzeszenia...

W ramach ćwiczeń silnej woli stworzyłam dziś niżej zamieszczone danie dla swojego wspaniałego konkubenta(A), który był łaskaw nie zostać przyszłym ojcem... za co serdecznie jestem mu wdzięczna!!!

                                               LASAGNE             


Skład:
Makaron "lasagne con spinaci"
Sos beszamelowy: z 2 łyżek masła, 2 łyżki mąki, 4 szklanki mleka, szczypta gałki i białego pieprzu
2 małe cukinie, 2 pomidory, ser żółty
1/2kg mięso wieprzowo-wołowe, przyprawy
Sos boloński: koncentrat pomidorowy, zioła prowansalskie i woda ;]


To specjalnie dla mojego chudzielca ;P Ja obiecuję trzymać się od tego "paskudztwa" z daleka!

W tym samym czasie powstała SAŁATKA, na mój jutrzejszy obiad:



Skład:
Kapusta pekińska, pomidor
Pół konserwowej papryki, 1 ostra papryka
ser bałkański
polędwiczki z kurczaka, przyprawy, miód, sezam.
Sos: oliwa z oliwek, ocet balsamiczny, suszone zioła






Dziś na prawdę odżyłam... Na zajęciach z VATu byłam nadaktywna i czuję się jakby mnie oświeciło... aż chce mi się uczyć. Po zajęciach w końcu odwiedziłam swoją biedną babcię i kamień spadł mi z serca że w końcu jej trochę pomogłam i spędziłam z nią chociaż trochę czasu...w tej całej bieganinie. Wpadam do domu... a tu miła niespodzianka - mam suszarkę na pranie nad wanną ;) na prawdę długo na to czekałam... kilka lat? Gotowanie... teraz lecę trochę o siebie zadbać przed kolejnym tygodniem, który zaplanowałam bardzo aktywnie!!!
4 treningi, 4h nauki (VAT), zaległe spotkania z dziewczynami (AN) i (AG), poza tym piątek urodziny (EW) i weekendowe szukanie sukienki z (WE)... aaaa i zapomniałabym spotkanie z dziewczynami z roku ;]

Przed nami kolejny wątek - Aś w roli świadkowej - będę Was informować na bieżąco! ;)

I boję się trochę jutrzejszego dnia w pracy - więc trzymać kciucki!!!  Będę świecić oczami ;)

PS: jutro oficjalnie przynam się do swojej wagi... może publiczna chłosta i upokożenie w końcu zmotywuje mnie do sumiennej pracy nad swoją sylwetką ;D

A teraz ide zająć się swoimi włosami i paznokciami. A przede wszystkim na miłe spotkanie z Christianem przed snem... [Ciemniejsza strona Greya]