środa, 1 stycznia 2014

Wracam...

W Nowym 2014 roku wracam do pisania.

Zacznę od podsumowania:

To był dla mnie bardzo trudny rok, pod każdym dosłownie względem.
Jeżeli chodzi o formę, miewałam upadki i wzloty, ale nie osiągnęłam w pełni upragnionego celu, bo nie utrzymałam efektów ciężkiej pracy, nie utrzymałam dobrej formy i zmniejszonej ilości cm.
Jednak nie trudno się dziwić... rok ten był pełen wyzwań, wraz z licznymi (porównując do ostatnich lat) podróżami, pierwszym świadkowaniem, czyli chwilami radosnymi, przeżywałam wraz z najbliższymi wiele trudnych momentów. Trudno o tym pisać, ale chciałam tylko wspomnieć że w tym roku straciłam dwie bardzo mi bliskie osoby, które kształtowały moją osobowość, wychowywały mnie, miały do mnie anielską cierpliwość i wydaje mi się że zabrały ze sobą cząstkę mojego życia. Zamknęły, chyba bezpowrotnie rozdział mojego dzieciństwa, zniknęły wraz z piękną historią jaką przeżyłyśmy razem, zanim powoli rozpętało się w naszym życiu "piekiełko".
Mam nadzieję że uda mi się w życiu kierować choć trochę takimi wartościami jak one... i nie zmieniać się wraz z rozwojem, w coś co reprezentuje teraz sobą większość zabieganych, bezwzględnych i na prawdę przesadnie skupionych na sobie ludziach.

Tak więc przez ten rok... udało mi się chyba zrozumieć że przesadnie walczyłam... że odkąd rozpętało się to "piekiełko" próbowałam jakby udowodnić sobie i innym, że jestem wiele warta, że mogę wszystko, że to że obecnie czegoś jeszcze nie mam, czy brakuje mi jakiegoś kolejnego osiągnięcia, "medalu" to tylko kwestia tego że do tej pory nie miałam na to ochoty, ale teraz sobie i zresztą po części też innym udowodnię, że mogę wszystko. Tak jakby nagle po 20 latach "normalności" nagle okazało się, że od tego zależy cała moja wartość... nie wiedziałam tylko że kolejne sukcesy, lub ich brak nie zmienią mojego poczucia własnej wartości, które zostało wystawione na dużą próbę. Po prostu zakwestionowane.
Z niektórymi sytuacjami trzeba się szczerze pogodzić, trzeba je przyjąć, aby móc spokojnie przejść do kolejnych etapów życia. Nie da się jednym sukcesem, czy nawet wieloma załatać "dziury" po zadanych ciosach przez ludzi, czy może ogólniej - życie.

Dzięki książce, którą obecnie czytam zrozumiałam też że wybaczenie, nie koniecznie musi się wiązać z pogodzeniem się z kimś, odnowieniem kontaktu. Czasem łatwiej jest wybaczyć, pogodzić się z faktami, ale nie zmuszać się do dalszych kontaktów z "oprawcami", czy ludźmi których za takich uważamy, czy z jakiś powodów uważaliśmy. Nie warto też chyba dochodzić po latach prawdy, gdyż w zależności od momentu sytuacja może się co chwila rysować jako inna. Jeżeli sprawa jest od wielu lat na tapecie, spędza Ci sen z powiek, nie uciekasz przed nią, przeanalizowałaś ją ze sobą samą, jak również wielokrotnie z bliskimi, a nadal nie daje Ci spokoju, to myślę że nie jest tchórzostwem, ani jakimkolwiek zaburzeniem, jeżeli w końcu zamieciemy ją nie pod dywan, ale znacznie głębiej, najlepiej zakopać ją gdzieś głęboko.

Spróbujmy żyć na nowo... nie powtarzać w kółko tego samego, tego do czego już przyzwyczaili się Twoi znajomi czy rodzina, a zresztą tego czego sama już się po sobie spodziewasz. Może można? Przecież nie próbowałaś... ciągle roztrząsając na nowo.

Na poczucie własnej wartości z kolei, fajnym ćwiczeniem jest powiedzenie sobie jestem najlepszą wersją samej siebie... bez względu na to czy zdam kolejny egzamin, otrzymam certyfikat, schudnę 5kg czy mój post polubi na fb 10 znajomych. Nie ważne jak wyglądasz, co robisz, z kim sypiasz... to od Ciebie zależy jak się czujesz i ile jesteś warta. Rodzisz się cennym darem... i tak powinnaś się codziennie czuć, tak też powinnaś traktować innych, nie licząc na nic w zamian.

Wracam do treningów tylko dlatego bo to lubię i czuję że to mi służy, robię to dla siebie i jeżeli tylko poczuję że jestem przemęczona czy przestaję czerpać z tego przyjemność przerywam.

Życzę Wam podobnego podejścia do samych siebie w Nowym Roku. Zwyczajnie - dużo miłości do samych siebie oraz do bliskich, którzy na tą miłość zasługują. Tych, którzy na nią nie zasługują możesz również kochać, ale przestań się zastanawiać czy powinnaś ich kochać i czy oni kochają też Ciebie - i zrób to z miłości do siebie.

piątek, 19 lipca 2013

Tajlandia

Grudzień 2013

W końcu spełniło się moje marzenie, odkryłam skrawek Asi :) 



Raj na ziemi... owoce, owoce, owoce :)



































Kochaaaaam :)






No jak zawsze... kto prowadzi?











Jeden z zakupionych obrusów :)






Nasze pierwsze ostrygi...  jako owocomorzożerka liczyłam że bardziej mi posmakują...  że to coś bardziej zmysłowego :P 




Pierwsze zdjęcie, zrobione wchodząc na plażę, jeszcze wtedy nie wiedziałam że właśnie w nim spędzimy 2 noce :)









Najbardziej dzika plaża na wyspie Ko Samet. W tym miejscu się zakochałam... widzicie bungalow w którym spałam... dla mnie spełnienie marzeń. Żałowałam że nie wybraliśmy się od razu bezpośrednio na wyspę.






Dzieciaki, wszędzie jednakowo słodkie :)